Witam wszystkich!
Pierwszy post, pierwsze kilometry.....
Mało kto przeczyta to do końca....
Nie wymagam tego
Zastanawiałem się niedawno, czy to chwilowe zauroczenie, czy ważny zwrot w moim życiu.
Szczerze i dogłębnie ujawnię historię mojej przygody z motocyklem(ami).
Moja przygoda z dwoma kółkami+silnik zaczęła się niedawno, wiosną 2009 roku.
Wcześniej nikt z rodziny (poza dziadkiem) nie miał styczności z motocyklami.
Jako maluszek miałem okazję "opiekować się" wielkim motorem, tj. Simsonem u babci.
Sąsiad, właściciel obiecywał mi, że kiedy będę na tyle duży, żeby dosięgnąć nogami do ziemi, Simsonek będzie mój.
Za każdym razem czyściłem go i polerowałem do granic możliwości.
Byłem tak najarany, że nie mogłem spać po nocach. Niestety później został sprzedany.
Od tego momentu była cisza aż do wiosny zeszłego roku.
Tłucząc się do pracy autobusem stwierdziłem, że przydałby się przejazd skuterkiem (względy czysto ekonomiczne), więc nabyłem nowego chińskiego bzyka.
Jednak po pracy nie uśmiechało mi się jechać prosto do domu, często jeździłem sobie po powiecie mało uczęszczanymi drogami.
Wtedy poczułem tą magię, jadąc 50km\h zrozumiałem nowy wymiar wolności.
Nie pasował mi do końca styl i komfort, maleńkie kółeczka i tragiczne zawieszenie sprawiało, że zamiast skupić się na tym, co wokół mnie, musiałem uważać, żeby nie zaliczyć dziury. Nie ważne dla mnie było to, czym jeżdżę bo patrząc przed siebie miałem wrażenie, że lecę. Jednak samotna jazda sprawiała, że nie mogłem podzielić się emocjami, widokami, a jazda z dziewczyną (z całym szacunkiem) nie była tym samym co obok niej.
Tak sobie jeździłem aż w październiku poległem na torze przeszkód, czyli ulicy Składowej. Na prostej, jadąc ok 40km\h wpadłem na mały
wybój który wyrzucił mnie w powietrze. Wylądowałem obok skuterka.
W bardzo łagodny sposób nabrałem respektu do drogi, zrozumiałem, że nie można być "Królem szos" na "drewnianym koniku".
Wczesną wiosną postanowiłem kupić "coś" większego. Ograniczone zasoby skłaniały mnie w stronę jakiegoś małego bandziora.
Upatrzyłem sobie nawet ładny egzemplarz, który miałem obejrzeć pierwszego maja.
Jednak wcześniej, w kwietniu pojechałem skuterkiem na rozpoczęcie sezonu, żeby zrobić kilka zdjęć.
Pod katedrą zobaczyłem piękną, niebieską Hondę Shadow. Ponadto jej właścicielem był mój kolega ze szkoły, który zmuszony był ją sprzedać.
Przez cały przejazd motocykli byłem pasażerem, robiłem zdjęcia. Spodobała mi się jazda. Nazajutrz poprosiłem o jazdę próbną, mając jedynie kilka godzin przejechane na szkoleniowej YBR-ce 250. Zaskoczyła mnie lekkość jazdy tym ciężkim motorem i zauroczyło mnie w nim wszystko, zaczynając od wolnych obrotów silnika poprzez wygodną pozycję, kończąc na dużej (jak na moje oczekiwania) mocy, którą przy odrobinie oleju w głowie można zapanować.
Zapominając o "Bandycie" stałem się właścicielem Hondy Shadow 750 z 98r.
Jazda po przedmieściach nabrała klasy, zwiększył się zasięg i możliwości.
Pomimo to powoli zacząłem odczuwać lekką "samotność" w czasie jazdy. Jadąc w wyznaczone miejsce jest ok, ale to jakby zdobyć
Mount Everest ale nie móc się tym z nikim podzielić emocjami (nie osiągnięciem). Opowiesz, że ci się udało ale nikt nie poczuje, ile cię to kosztowało.
Dlatego postanowiłem tu napisać.
Chwilowe zauroczenie, czy ważny zwrot w moim życiu? Nie, taki zawsze byłem. Motocykl to moja nowa forma odcinania się od szarej rzeczywistości.
Czego oczekuję pisząc tutaj? Pogadania z ludźmi, którzy wiedzą (nawet lepiej) co się czuje jadąc motocyklem.
Czy chciałbym być członkiem BtR MC? Oczywiście, że tak, ale nie za wszelką cenę. Najważniejsze już mam: Motocykl i pełen bak.
Jednak jadąc w grupie dopiero czuje się tą moc, nie w pojedynczym silniku ale w grupie szaleńców na swych maszynach.
Więc wiecie o mnie prawie wszystko w tym temacie.
Wiem, wiem. Powinienem się zapisać do forum pisarzy.....
Pozdrawiam wszystkich świrów i osoby które powinny mieć pomiar oktanów a nie alkoholu we krwi.
P.S. Najdłuższy post w życiu. a do tej pory (od początku do końca sezonu) przejechałem 5400 km. Mało ale w przyszłym roku będzie więcej.
Czy był to zmarnowany czas na czytanie?